fot. Łukasz Popielarczyk
fot. Łukasz Popielarczyk

Agnieszka Woźniak-Olszańska to rodowita tarnobrzeżanka, wieloletnia tancerka Studia Tańca i Ruchu FRAM, która dziś podbija artystyczny świat. Kocha to, co robi i krok po kroku spełnia swoje marzenia. Na co dzień można ją oglądać na deskach Teatru VARIETE w Krakowie, współpracuje z różnymi teatrami muzycznymi, jest też instruktorką tańca. A przede wszystkim skromną i pełną pokory osobą. Jak wyglądała jej taneczna droga? Agnieszka Woźniak-Olszańska opowiada o niej w wywiadzie dla TVL.

TVL: Aga, swoją przygodę z tańcem rozpoczęłaś w tarnobrzeskim Framie. Ile miałaś wtedy lat? Jakie jest Twoje najwcześniejsze wspomnienie związane z tańcem/zajęciami?

Agnieszka Woźniak-Olszańska: Zaczęłam uczęszczać na Fram jak miałam 8/9 lat. Pamiętam, jak z koleżanką chodziłyśmy razem na zajęcia i po drodze do domu kultury ćwiczyłyśmy różne taneczne kroki. Mam w pamięci takie właśnie wspomnienie z ulicy Sandomierskiej, ten długi chodnik i to nasze ”chassé” tańczone po drodze. Pamiętam też marzenie, aby zatańczyć w żółto-czerwonych dzwonach, w których występowała starsza grupa. No i generalnie to był też mój cel – znaleźć się kiedyś w tej najstarszej grupie. Wciąż mam w pamięci jeden z pierwszych występów i strój, który miałam wtedy na sobie – czarne body i kolorową spódnicę. Co jeszcze pamiętam z Framu? Słowa naszego choreografa Dariusza Chmielowca, który mówił, że „pokora czyni Cię mistrzem” i że „pociąg do Hollywood nie przejeżdża przez Tarnobrzeg” 😉 Na szczęście są połączenia choćby do Krakowa!

TVL: Zanim o połączeniu do Krakowa, to jeszcze dopytamy o Fram. Spędziłaś w nim wiele lat. Pamiętasz jakiś wyjątkowy koncert/konkurs taneczny?

Agnieszka: Takich wyjątkowych chwil było bardzo dużo. Trudno wybrać teraz te najważniejsze. Zawsze niesamowitym przeżyciem był spektakl „Krzyk”, do którego dołączyłam już po jego premierze. Niezapomnianą przygodą był też wyjazd na obóz i warsztaty taneczne z lokalną szkołą tańca do Francji. Tam też wystawiliśmy spektakl. Było to ogromne przeżycie, występowaliśmy w przepięknym teatrze, na ogromnej scenie. Towarzyszyły nam niesamowita adrenalina i wyjątkowe emocje, ale też cała masa śmiechu i mnóstwo zabawy. Zawarłyśmy tam piękne przyjaźnie. Jeździliśmy też na różne turnieje tańca nowoczesnego. Co roku mieliśmy koncerty, które były podsumowaniem naszej pracy, z roku na rok były one coraz bardziej wymagające i urozmaicone. Te emocje, zmęczenie, które wiązały się z nimi, też były wyjątkowe. Już w późniejszych latach wszyscy razem pomagaliśmy w przygotowaniach, często do późnych godzin, ale atmosfera, która w tym czasie tam panowała, była czymś niesamowitym.

TVL: Jak już wspomniałaś, z Tarnobrzega poniosło Cię do Krakowa, tak?

Agnieszka: Tak. Tam, zaczęłam zgłębiać świat tańca i w ogóle świat artystyczny.

TVL: W takim razie jak w nim jest? Jakich tanecznych stylów próbowałaś? Wiem, że wśród nich pojawił się między innymi balet. To prawda?

Agnieszka: Taniec klasyczny był takim moim małym marzeniem. Oczywiście na Framie poznałam jego podstawy, jednak chciałam spróbować czegoś więcej. Po przeprowadzce do Krakowa zapisałam się do Nowohuckiego Centrum Kultury na zajęcia tańca klasycznego. Spędziłam tam dwa lata na intensywnych treningach i spełniło się moje dziecięce marzenie: zatańczyłam na upragnionych pointach! Pierwszy raz w spektaklu zespołu baletowego „Etiuda”, w którym zresztą zatańczyłam główną rolę. Oczywiście nie stałam się w te dwa lata primabaleriną, bowiem taniec klasyczny jest jedną z najtrudniejszych technik i wymaga przygotowania od najmłodszych lat, ale mimo wszystko opanowałam go w takim stopniu, który pozwolił mi na spełnienie mojego marzenia. I tak się to w zasadzie rozpoczęło. Dostałam mocnego kopniaka i bardzo mądrą lekcję: jeśli o czymś marzysz, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to zrealizować! Po jakimś czasie rozpoczęłam poszukiwania innych stylów tańca. Tak pojawił się taniec jazzowy, współczesny, improwizacja. Szkoliłam się u polskich i zagranicznych pedagogów podczas różnych warsztatów w Krakowie i Warszawie. Moje serce skradł jednak taniec jazzowy.

TVL: Wspomniałaś o szkoleniach. Opowiedz o nich coś więcej.

Agnieszka: Tak jak wspomniałam, jeździłam na wiele warsztatów tanecznych do różnych pedagogów. Do najważniejszych z nich mogę zaliczyć Jazz dance Works, Europejskie spotkania taneczne w Egurolla Dance Studio, Międzynarodowe Warsztaty Tańca Jazzowego w Kieleckim Teatrze Tańca oraz „Broadway Beasts”, na których poznałam niesamowitych pedagogów z Broadway Dance Center w Nowym Jorku. Jeśli chodzi o autorytety to  m.in. podziwiam sylwetki i twórczość takich artystów jak Bob Fosse, Matthew Bourn czy Alvin Ailey.

TVL: A co możesz powiedzieć o Twoim udziale w “Legalnej blondynce”?

Agnieszka: Do „Legalnej Blondynki” w reżyserii Janusza Józefowicza w Krakowskim Teatrze Variete trafiłam już po premierze spektaklu. Teatr organizował castingi uzupełniające dla obsady i tak dostałam się do zespołu jako tancerka. Była to moja pierwsza produkcja w prawdziwym teatrze. I od tego wszystko się zaczęło. Była to dla mnie prawdziwa szkoła życia. Zespół, po wielu miesiącach prób, był już zgrany, a ja musiałam nadrobić materiał w możliwie najkrótszym czasie i z całym zespołem miałam tylko kilka prób przed moim pierwszy spektaklem. Pamiętam, jak biegałam za kulisami z rozpiską na kartce jak, gdzie i kiedy wchodzę na scenę. Wtedy byłam przerażona, dzisiaj już podchodzę ze spokojem do takich sytuacji J. Bardzo dużo się wtedy nauczyłam.

TVL: Jak wyglądają castingi do takich musicali? Spodziewam się, że jest dużo chętnych. Co trzeba mieć w sobie, żeby się “przebić”?

Agnieszka: Castingi wyglądają różnie, zależnie od tego, jacy artyści są poszukiwani i od teatru, który je organizuje. Na początku wysyła się zgłoszenia drogą mailową (CV i zdjęcia) i jest to często pierwszy etap selekcji. Jeśli do musicalu przewidziany jest zespół tancerzy, wtedy organizowane są osobne castingi dla tego zespołu. Czasem mają kilka etapów. Przeważnie pierwszy z nich to nauka wspólnej choreografii i zatańczenie jej kilka razy w mniejszych grupach. Czasem też pojawia się więcej choreografii do powtórzenia lub jakichś elementów czy kombinacji tanecznych. Castingi dla aktorów polegają głównie na zaśpiewaniu piosenki i powiedzeniu fragmentu prozy, a w trzeciej kolejności sprawdzeniu ich umiejętności tanecznych. Co trzeba mieć? Nie wiem, czy jest uniwersalna odpowiedź na to pytanie, na pewno trzeba być dobrze przygotowanym i odważnym, pewnym siebie w dobrym tego słowo znaczeniu. Pokora jest ważna, ale w stosunku do pracy, którą się wykonuje. Na castingu natomiast trzeba się przebić, umieć pokazać swoje umiejętności. Ja tak naprawdę tej pewności siebie nauczyłam się dopiero na scenie i na takich właśnie castingach. W życiu prywatnym często mi jej brakowało.

TVL: Gdzie, oprócz „Legalnej Blondynki”, można było Cię jeszcze oglądać?

Agnieszka: Po „Legalnej Blondynce” dostałam się do produkcji „Variete Film Show” w reż. Janusza Szydłowskiego. Był to muzyczny spektakl o najsłynniejszych przebojach filmowych zaaranżowanych scenicznie. Jednym z ważniejszych spektakli, do jakich się dostałam, był „Broadway Exclusive” w reż. Jakuba Wociala (Teatr Rampa w Warszawie). Sam casting był bardzo wymagający, trwał kilka godzin i składał się z wielu etapów. Podczas tego castingu poczułam jednak, że znalazłam coś bardzo bliskiego mojemu sercu, czyli styl Broadway jazz. Późniejsza praca z choreografem, Santiago Bello, bardzo otworzyła mi głowę i była dla mnie prawdziwą lekcją stylu. Później pojawiały się różne propozycje i wyzwania na przykład współpraca z teatrem KTO (m.in. spektakl „Weselisko”), czy musical o Janie Pawle II „Karol” w Sosnowcu. Jednak kiedy usłyszałam ze Variete organizuje casting do musicalu „Chicago”, to już jakby spełniło się moje małe marzenie, czym więc byłoby w nim wystąpić? 🙂 Casting był dla mnie bardzo wymagający, ponieważ cała obsada spektaklu śpiewa, tańczy i gra – artyści więc musieli być wszechstronni. I tu przydały się lata nauki w szkole muzycznej i doświadczenie wokalne z Tarnobrzeskiego Domu Kultury. Na castingu musiałam zaśpiewać piosnkę, powiedzieć tekst i zatańczyć solo. Były również drugi etap, po którym okazało się, że dostałam się do spektaklu do roli „Go to hell Kitty”. To było dla mnie coś niesamowitego! Podczas prób nauczyłam się wiele nowych rzeczy i jeszcze bardziej pokochałam scenę. I tak „Chicago” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka gramy do dziś, a premiera odbyła się w 2017 r. Jednym z ważniejszych spektakli, w którym miałam wręcz zaszczyt wziąć udział, jest „Blaszany Bębenek” również w reżyserii Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Capitol we Wrocławiu. „Blaszany Bębenek” to nie jest taki lekki, rozrywkowy musical. To, można powiedzieć, arcydzieło, przedsięwzięcie artystyczne, które niesie ze sobą kawał wiedzy i przesłania. Praca nad tym musicalem był wyjątkowa i specyficzna, z każdą próbą odnajdywaliśmy coraz więcej ukrytych sensów i treści. Wszystko, co działo się dookoła, powoli było przeze mnie filtrowane i zaczynałam więcej rozumieć zarówno z tej historii, jak i z  tego ruchu. Muszę tutaj wspomnieć o Ewelinie Adamskiej-Porczyk, która stworzyła choreografię do tego spektaklu. Współpraca z nią była dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem na mojej drodze. Wspomnę również, że występowałam w Teatrze Telewizji w musicalu „Rio” reż. Redbat Klynstra-Komarnickiego. Obecnie biorę udział w próbach do musicalu „Pretty Woman – the Musical”, którego premiera zaplanowana jest na 28. listopada tego roku.

TVL: Musicale są… hm… szybkie. To znaczy, wydaje mi się, że o ile na scenie czasem może być w miarę spokojnie, to za kulisami jest żywy ogień. Jak to wygląda?

Agnieszka: To prawda, za kulisami wręcz się pali. Często jest tak, że mamy bardzo mało czasu, aby zmienić kostium lub dostać się z jednej strony kulis na drugą. Takich szybkich „przebiórek” doświadczyłam na przykład w ”Legalnej Blondynce” albo „Blaszanym Bębenku”, gdzie „Blaszany Bębenek” zdecydowanie wysuwa się na prowadzenie. Występował w nim zespół około czterdziestoosobowy i wszyscy w pędzie przebieraliśmy się w nowe kostiumy, uważając, by schodząc z poprzedniej sceny, nawzajem się nie stratować –  to naprawdę był i jest ogień, bo „Blaszany Bębenek” jest jeszcze na afiszu.

TVL: Teatr, musical są “żywe”. Nie da się, mimo scenariusza, wszystkiego zaplanować. Czy kiedyś coś Cię zaskoczyło na scenie i wymagało improwizacji?

Agnieszka: Pojawiają się takie sytuacje, jednak myślę, że te kilka miesięcy prób jest po to, aby nic nas nie zaskoczyło. Ten czas przygotowań pozwala poczuć się dość swobodnie w danym spektaklu i roli. Ale rzeczywiście, artysta musi reagować na bieżąco na takie nieplanowane działania i myślę, że większości z nich widz nie jest świadomy J. Jeśli chodzi o mnie, to zdarzyło mi się, że odczepił mi się mikroport na scenie na chwilę przed tym, jak miałam skoczyć do partnerowania z kolegą. Zareagowałam natychmiastowo, chowając go w kostium (tak, aby wisząc na kablu nie uderzył partnera). Innym razem poślizgnęłam się i prawie spadłam ze schodów. Udało mi się jednak zrobić niemalże tygrysi skok, pokonując jednym krokiem pięć stopni i wszystko skończyło się dobrze.

TVL: Oprócz tego, że występujesz to również uczysz tańca, prawda?

Agnieszka: Tak, zanim rozpoczęłam moją przygodę w teatrze, ukończyłam kurs zawodowego instruktora rekreacji ruchowej o specjalności „Taniec jazzowy” w Egurrola Dance Studio. Później dostałam się na studia II stopnia na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie na kierunek „Taniec”, gdzie poznałam wielu inspirujących pedagogów. Ukończyłam studia dyplomem choreograficznym pt. „DREAMGIRLS”, a moja praca magisterska dotyczyła rozwoju tańca jazzowego w Polsce, którego jestem pasjonatką. Okazało się, że bardzo lubię uczyć tańca oraz tworzyć choreografie. Jest to również moja pasja, dlatego cały czas, równolegle do granych spektakli, pracuję w szkole musicalowej House of Art oraz w szkole stepowania MyTap. Jak już wspominałam, pokochałam styl Broadway – jego różnorodność i energetykę. Styl ten może być bardzo różny: sensualny, liryczny, figlarny, a także zabawny i radosny. Tak zresztą jak szeroka jest paleta muzyczna musicali.

TVL: Gdzie widzisz siebie za 10-15 lat? Na jakiej scenie? Czy jest jakaś o której marzysz, czy raczej marzenia masz już w garści?

Agnieszka: Myślę, że część z nich udało się już spełnić. Jednak, oczywiście, mam takie, na realizację których jeszcze czekam. Bardzo bym chciała wyjechać do Nowego Jorku, wziąć udział w lekcjach tańca w Broadway Dance Center i Steps on Broadway. A także zobaczyć klika musicali na żywo, choćby oryginalne „Chicago”. Chciałabym wziąć udział w jakiejś otwartej audycji – to byłoby coś niesamowitego wziąć w niej udział, przebywając w tanecznym sercu świata. Taki wyjazd miałam zresztą zrealizować w tym roku, jednak przez obecną sytuację pandemiczną wszystko musiałam odwołać. Jeśli chodzi o polskie teatry to marzy mi się Teatr Muzyczny w Gdyni. Gdzie widzę siebie za kilkanaście lat? To bardzo trudne pytanie, jednak marzę dalej być w artystycznym środowisku, jako tancerka, pedagog, a także choreograf – chciałabym kiedyś spróbować swoich sił w roli twórcy, nie tylko wykonawcy, w profesjonalnym teatrze.

TVL: Wspominasz jeszcze czasem chwilę spędzone tutaj, w Tarnobrzegu, na scenie Tarnobrzeskiego Domu Kultury?

Agnieszka: Często wracam myślami do początków, do Framu, dalej mam kontakt z osobami, z którymi chodziłam na zajęcia więc te wspomnienia często wracają. Wspaniale też było wrócić i poprowadzić warsztaty taneczne dla obecnych tancerek Framu. Spotkałam na nich – dziś już nastolatkę – moją małą partnerkę, z którą tańczyłam, gdy ona miała 5, a ja 17 lat J. Było to bardzo wzruszające.

Broadway Exclusive, fot. Łukasz Popielarczyk

TVL: Co mówi sobie Agnieszka Woźniak-Olszańska każdego dnia patrząc w lustro? Kogo widzi?

Agnieszka: To również bardzo trudne pytanie. Stanąć przed lustrem i zajrzeć sobie głęboko w oczy wcale nie jest takie proste! Tak naprawdę myślę, że ja cały czas jestem jeszcze na początku swojej drogi. Doceniam wszystko, co mnie na tej artystycznej drodze spotkało i wyciągam z tego lekcje, staram się być spokojna i czekać na kolejne szanse oraz możliwości. Nie zapominam też o życiu prywatnym, które jest dla mnie bardzo ważne – jeśli nie najważniejsze.

TVL: Bardzo dziękujemy za rozmowę. I życzymy, Tobie i nam wszystkim, widzieć Cię na największych scenach świata!

Agnieszka: Bardzo dziękuję.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj